Leszek Ners widział na własne oczy, jak powstawały Zakłady Stolarki Budowlanej.
Pan Leszek Ners mieszka w Warszawie i od wielu lat nie ma nic wspólnego z Wołominem. A jednak, gdy kilka miesięcy temu dowiedział się poniewczasie o jubileuszu 50-lecia Stolarki Wołomin SA, powróciły wspomnienia.
Urodzony w Płocku, przed wybuchem wojny skończył cztery klasy gimnazjum.
Plany dalszej nauki pokrzyżowała wojna, która dosięgnęła także nastoletniego chłopaka. W 1941 r. Leszek Ners szczęśliwie uciekł z transportu, wiozącego go na roboty do Niemiec. Następnie, w marcu 1946 r. rozpoczął naukę w liceum im. Małachowskiego, w równoległej klasie z późniejszym premierem Tadeuszem Mazowieckim.
Po ukończeniu szkoły średniej, chętny do dalszej nauki chłopak, przyjechał do Warszawy, na studia na Leśnym Oddziale Technologii Drewna. Ukończył je w 1951 r. i jak sam mówi, droga do wołomińskiej Stolarki była prosta.
Wydajność była szalona
Leszek Ners rozpoczął pracę w Centralnym Zarządzie Zakładów Prefabrykacji i z dniem 1 maja 1951 r. został przeniesiony z biura projektów do dyrekcji budowy. Do Wołomina przyjechał w lipcu, jako kierownik koordynujący dokumentację techniczną. Widział na własne oczy, jak powstawały Zakłady Stolarki Budowlanej, a w 1953 r. uczestniczył w oficjalnym otwarciu zakładu i zapamiętał przemówienie wiceministra Aleksandra Wolskiego zakończone słowami: „Niech żyje Republika Polska”.
Gdy zakład rozpoczął działalność, inż. do spraw technicznych Leszek Ners został, jako kierownik drugiej zmiany, skierowany na produkcję.
– Jako kierownik zmiany pracowałem od 14. do 22., bez telefonów, bo ich zwyczajnie nie było, bez żadnego wsparcia i produkcja jakoś „szła”. Na jednej zmianie zakład miał produkować 144 tysiące metrów kwadratowych stolarki. I produkował, a pracownicy wyrabiali po kilkaset procent normy. Wydajność była szalona, jak ja pamiętam, to ludzie prawie biegali. Tym bardziej, że hala była ogromna, długość 223 metry, to nieraz, żeby było szybciej, biegaliśmy. Dodam jeszcze, ze pracujące wówczas w Stolarce towarzystwo było wyjątkowo zdyscyplinowane. Nikt nie narzekał, nie uskarżał się. A nie-
kiedy powody były i to całkiem poważne. Ot, na przykład, podczas budowy zapomniano o kotłach do ogrzewania i pierwszą zimę przetrzymaliśmy dzięki dwóm parowozom, które stały na bocznicy i ogrzewały zakład.
Przodujący w pracy
W kwietniu 1955 r. Leszek Ners otrzymał list uznania od Związku Zawodowego Pracowników
Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych następującej treści:
„Zakład Okręgowy nadaje Wam tytuł Przodującego w Pracy. podkreślając, że praca wasza stanowi poważny wkład w dzieło budowy podstaw socjalizmu w Polsce. Zarząd Okręgowy życzy Wam dalszych sukcesów na odcinku Waszej pracy”.
Takie to wówczas były przyznawane podziękowania.
Wspominam z sentymentem
W ZSB Leszek Ners pracował siedem lat, do końca 1958 r., gdy został służbowo przeniesiony do Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego do Zakładu Produkcji Drzewnej. Potem życie różnie się potoczyło, Leszek Ners zajmował się szkolnictwem, przez trzydzieści lat uczył w szkole zawodowej, czasami pisał (w 1971 r. otrzymał nagrodę czasopisma ,,Technik Drzewnictwa” za artykuł pt. „Zastosowanie tworzyw sztucznych w stolarce budowlanej”), był zastępcą dyrektora Przedsiębiorstwa Zagranicznego „Strongweld”. Zawodowo czynny był do 1991 r.
Jednak z największym sentymentem Leszek Ners wspomina wołomińską Stolarkę.
– To były pierwsze lata pracy, byliśmy młodzi, chcieliśmy coś robić. Byłem czynny jako racjonalizator, razem z kolegami wprowadzaliśmy w zakładzie usprawnienia techniczne. Tamtego entuzjazmu, tamtej radości z dobrze wykonanej pracy, nigdy nie zapomnę.
Leszek Ners zadzwonił do redakcji, a następnie opowiedział o swojej przygodzie ze Stolarką, bo po czasie dowiedział się o uroczystych obchodach 50-lecia zakładu. Leszek Ners, który był obecny przy powstawaniu zakładu, nie został zaproszony na jego uroczysty jubileusz.
Agata Bochenek
Wieści Podwarszawskie 15/2004